Zobacz pojedynczy post
Stare 12-07-14, 11:01   #7
Indianin
 
Zarejestrowany: Lip 2014
Postów: 16
Domyślnie

Rozdział 4

Biegłem. Biegłem ile sił miałem w nogach. Wszędzie wkoło były płomienie i cierpienie. Czułem je na swojej skórze jakby usiadła na mnie niczym czarna ćma. Biegłem pomiędzy palącymi się chatami i ludźmi którzy krzyczeli bym im pomógł. Chciałem im pomóc jednak wiedziałem ,że muszę biec do kamiennego domu na samym końcu wioski. To było najważniejsze,dotrzeć tam przed nim. Dopiero po chwili zobaczyłem ,że mam w brzuchu sztylet wbity pod żebrem. Na jego rękojeści widniał symbol mroku a z rany ciekła czarna krew, próbowałem go wyjąć w biegu jednak ból stawał się coraz większy.

Byłem coraz bliżej celu! Brakowało mi 10 stóp do wejścia!
Już jestem! -krzyczałem.
Nagle poczułem jak coś rozdziera mi lewy bark. Zobaczyłem tylko grot strzały i upadłem na ziemie.
Leżałem tak chwile w kałuży krwi. Sam nie wiem czy to była moja czy kogoś innego.
Nade mną pochyliła się zakapturzona postać. Czułem przy niej tylko wielki strach i ból jakiego nigdy nie zaznałem. Nieznany odchylił usta i rzekł tylko:

-Nie zdołasz jej ocalić. Ona już jest moja.


-Czerwonoskóry! Wstawaj, jak chcesz pomóc nam na froncie i zarobić trochę grosza musisz ruszyć dupe! Nikt Ci nie płaci tutaj za spanie i nikogo nie obchodzi z jakiej wsi jesteś! Zadanie dla Ciebie czeka! - obudził mnie Robert krzykiem.

Dziwny był ten sen ,nawet nie zdawałem sobie sprawy co on oznacza.

Robert zlecił mi za zadanie obserwacje obozów Abitańskich. Była to rutyna jednak jeden z jego „zwiadowców” złamał sobie noge jak właził po skałach. Ruszyłem więc na wschód w stronę gór by zobaczyć co tam się dzieje.



Byłem najlepszym tropicielem w mojej krainie ,więc nie widziałem w tym wyzwania. Szybko odnalazłem teleskopy i zapisałem notkę co się dzieje w obozach.





Na samym szczycie spotkałem jeźdźca Baliosa. Zamieniłem z nim kilka słów. I udałem się z powrotem do gildi. Robert już na mnie czekał w wejściu z kolejnym zadaniem.

-No czerwonoskóry! Nie ukrywam dobry jesteś. Mam dla Ciebie kolejną sprawę do załatwienia. Zaginął nasz szpieg koło obozu Abitańskiego numer 3. Spróbuj się dowiedzieć co się z nim stało.

Nie ma co dzień pełen roboty. No to ruszyłem w stronę obozu. Wdrapałem się na skały i zacząłem iść na wschód. Był ładny dzień ,nie spodziewałem się ,że coś może mnie tak szybko spotkać. Dopóki nie usłyszałem dziwnych dźwięków w dole. Przyczaiłem się wśród skał i obserwowałem.
Wyłonił się zielony gad. Od razu poznałem w nim smoka. Jednak był młody i chyba się zgubił. Nigdy nie jadłem smoczego steku ,więc wyjąłem łuk i wycelowałem w jego skrzydło ,żeby nie uciekł. Potem tylko dobiłem go w serce.




Nie wiedział nawet co się dzieje malec. Mam nadzieję ,że nie spotkam tu jego matki.



Chciałbym napisać ,że udało mi się odnaleźć zwiadowce i bezpiecznie wrócić jednak tak nie było..
Los chciał inaczej. Idąc dalej na wschód wśród skał. Zobaczyłem wioskę kobiet. Może jakieś wolne babeczki? Nie widziałem w nich zagrożenia. Założyłem łuk na plecy i wszedłem do wioski.

-Dzień dobry. Czy można się u was zatrzymać na odpoczynek i strawę? Przybywam z miasta i poszukuje zaginionego zwiadowcy!
-Ohhh tak kochaniutki zaraz zrobimy z Ciebie strawę!- krzykneła jedna



No i tak się to zaczęło. Z babeczek zrobiły się wiedźmy i obleśne ropuchy. Zaczęły ciskać we mnie czarami. Na szczęście nie bez powodu zwą mnie czerwonoskóry. Moja skóra ma taki kolor ale i ochrania mnie przed płomieniami , w moich żyłach płynie energia żywiołów. Szybko naciągnąłem strzałę i wystrzeliłem przeszywając wiedźmie płuco. Postanowiłem pozbyć się ich i mam nadzieję ,że nikt tu więcej się nie nabierze bo mógłby skończyć w kociołku.

W jednym z domków spotkałem nieumarłego stwora – licza. Kiedyś szaman mi o nich opowiadał. Bardzo złe istoty. Nie zauważył zamieszania w wiosce ,więc miałem szczęście. Odpowiedziałem inkantacje ,którą kiedyś mnie dziadek nauczył i przebiłem jego płomień resztek życia.





Zszedłem z gór. I zacząłem szukać mojego zwiadowcy zaginionego. Tylko gdzie on może być? Jak go złapali to już po nim. Ruszyłem dalej na wschód. Udało mi się go odnaleźć w jaskini a raczej tunelu który prowadził do obozu. Był zaklinowany w szczelinie przez która chciał uciec trzymając w ręce raport...



Pomodliłem się chwile za niego i udałem się do miasta. Robert będzie ze mnie dumny.


Indianin jest nieaktywny   Odpowiedź z Cytatem