dzień 4.
[...] -Vertrid! Vertrid! Wstawaj, czas iść na polowanie.
-Pojebało cię? jest 10 rano.
- Będę czekał na Ciebie w karczmie u Jankiela, przyjdź jak będziesz gotów. [...]
Witajcie, dzisiaj to nie był zwykły dzień, Ja byłem głodny wiedzy, a Vertrid jakiś taki leniwy... nie mniej udało mi się wiele osiągnąć, umiejętności jak i doświadczenia
- Tak więc jestem Mateuszu, co chcesz dziś takiego robić?
- Muszę wykonać misje w obozie Abitańskim, wiesz zwykła misja... Ty mi pomożesz, potem ja tobie.
Niestety okazało się to trochę trudne z powodu krążących tam mistrzów wojny. Bejnn przybył na ratunek.
Gdy skończyliśmy wyżynać wszystkich Abitańczyków potrzebnych mi do misji zastanawiałem się co dalej. Oddałem misje, i długo nie musiałem się zastanawiać, bo zlecono mi następną...
Dzień 5.
Nic trudnego to tylko 1500 dusz do zebrania, 2 dni i koniec.
Było pewne, moja siła bardzo szybko wzrastała, przy tej misji. Mam nadzieję, że się nie przemęczę, nie chciałbym zostać jednym z tych truposzy.
1156... 1157... 1158... 1159... No nie! Skończyło mi się miejsce w plecaku. Czas wracać. Powoli udałem się do Neolith, spotkałem Vertrida, który też ma jakąś tam misje, zresztą nigdy sobie nie mówiliśmy o tym jakie dostajemy misje, mnie to nie interesuje, a Ja mu nie powiem co się dzieje w loży. Poza tym chroni mnie przysięga... Tylko może się domyślać, gdy razem polujemy.
Karczmarz Jankiel jak zwykle mnie ugościł, i poczęstował dobrym Piwem, zmęczony moimi przygodami z umarlakami udam się do Gildii by iść spać.
Do Zobaczenia!