Witajcie,
jestem Maximus aurelius corvinus, razem z moim towarzyszem
Oromisem prowadzimy krucjatę przeciwko wszelkiemu plugastwu żerującemu na strachu mieszkańców Neolith - jako bracia klasztoru duchownych zostaliśmy na pewien czas wcieleni do Armii namiestnika
a oto nasza kronika:
28 dzień po odpuszczeniu śniegów..
daty nie znamy, bo kalendarza nie mamy, miesiąc na niebie, a rok w księgach zapisany
Był wieczór, w powietrzu dało sie wyczuć jeszcze nutke słodkawego zimowego powietrza docierającego do naszych nozdrzy, w oddali żarzyły się ogniska rozpalone nocą przez oddziały nieprzyjaciela - postanowiliśmy zrobić przerwe w wędrówce na przeorganizowanie zapasów i opatrzenie ran by następnego dnia ruszyć na twierdze
Wkroczyliśmy do obozu, trup ścielił się gęsto a zasychająca krew na moim pancerzu zaczynała godzić w jego mobilność, mimo prób przedarcia sie po cichu - niedługo po naszym przybyciu został ogłoszony alarm do mobilizacji, wróg nadchodził z każdej strony.
W przelocie między jednym cięciem a drugim pochwyciłem wzrokiem zejście prowadzące do podziemi - tam znajdował się nasz cel, Oromis podłożył ładunki prochu alchemicznego gdy ja radziłem sobie z kolejnymi to falami przeciwnika, do boju staneły również bestie spuszczone ze swoich klatek i wygłodzone, jedna z nich pałała taką wściekłością że rozpłatała swojego tresera nim rzuciła się na nas...
...Wśród wojennego gwaru podniósł się stłumiony huk dochodzący z podziemi... po którym część obozu pochłoneła dość pokaźna rozpadlina...
.
.