Forum Altaron.pl

Forum Altaron.pl (https://forum.altaron.pl/index.php)
-   Strefa twórcza (https://forum.altaron.pl/forumdisplay.php?f=9)
-   -   [słowa pisane] Drakońskie Dzienniki Świata - Literacki Kord (https://forum.altaron.pl/showthread.php?t=202)

Drakonno 18-11-10 08:47

Drakońskie Dzienniki Świata - Literacki Kord
 
Drakońskie Dzienniki Świata

Tak przyjaciele, może nie jestem najstarszy, jednakże wiele widziałem, w niektóre rzeczy wciąż nie mogę uwierzyć, a inne wciąż mi się śnią po nocach. Postanowiłem, moi drodzy, spisać me przygody, aby w przyszłości inni nie popełnili błędu, wiedzieli gdzie szukać przygody lub po prostu, mieli dobrą lekturę.

Rok Altaroński MMX, XI pełni księżyca, III Ery Świata.

Dzień 18

Zaczynam nietypowo, jednak chciałbym, abyście mogli odnaleźć się w kalendarzu. Tak, właśnie tego przeklętego 18 wpadłem na pomysł, by wybrać się poza miasto. Co mi strzeliło do głowy? Nie wiem, z pewnością nic mądrego. Poza tym, byłem jeszcze wtedy laikiem, żółtodziobem, który chciał szukać przygody. Tak… Teraz mam pamiątkę po tym.

Przeszukuję swój kufer z pewnym postanowieniem. Zbroja utwardzana… Zdecydowałem się jednak na skórzaną, sądząc, że da mi swobodę ruchów. Kilka noży, gdyby coś się stało i krótki miecz, który… Powiedzmy nie w pełni legalnie wpadł w moje ręce. Oczywiście nie zapominam przyrządów kopacza. Jak każdy „prawdziwy podróżnik” w plecaku mam małą łopatę oraz zwój liny. Także zapas jedzenia na dzień, może dwa.

Opuściłem miejskie mury i znalazłem się na występie skalnym, już na samym początku jakiś wygłodniały zwierz się na mnie rzucił. Szczęście, że wygłodniały, bo jeszcze nie umiałem walczyć. Zabicie tego ścierwa zajęło mi zdecydowanie więcej czasu, niż przypuszczałem. Teraz wisi jego ogon na ścianie w pokoju, piękna kita lisa.

Udaję się na południowy-zachód. Piękne lasy, Anan… Ech… Zacząłem się rozczulać i usiadłem pod drzewem… Na moje nieszczęście… Idiota! Borsuk urwał mi ucho od plecaka, kopnąwszy go butem… Hm… 50 stóp! Idę jednak dalej, skręcając coraz bardziej na południe natknąłem się na starą bramę. Obok niej jakiś bard rozpalił ognisko. Ach! Cóż to on opowiadał! Smoki, księżniczki, wilkołaki, strzygi, ośmiornice, wielkie szczury, likantropy, wojska, wojny, bohaterowie… Tak go słuchając nawet nie zauważyłem, kiedy się ściemniło. Pozwolił mi zostać przy ognisku, zjadłem część prowiantu i zasnąłem, snem pięknym, głębokim, z kobietami, które padały mi w ramiona po uratowaniu...

Drakonno 18-11-10 21:57

Dzień 19

Skoro słońce wstaje i mnie spać nie daje… Coś mi odbija. Za długo obcowałem z tym bardem. Jedna z ciekawszych jego historii odnosiła się do wieży na zachodnim krańcu wyspy. Tam się też udałem. Z każdym krokiem w głąb lasu, stawało się coraz mniej przyjemnie. Więcej zwierząt, owadów, insektów, mierzi mnie ich widok.

Po dłuższej wędrówce przy ścianie góry dotarłem do ruiny. Wcześniej natknąłem się na drewnianą warownię, ale… Bałem się ją badać głębiej. Teraz również cały drżę, gdy widzę te szczątki potęgi ludzi. Kurde, ten bard zmienia mnie w jakiegoś przeklętego romantyka. Biorę szpadel, rozrzucam gruz i schodzę.

Ledwo stanąłem na pierwszym stopniu już cały się poobijałem. Poślizgnąłem się na czymś i spadłem, jednocześnie rujnując stare schody. Nie mam pojęcia jak teraz wyjdę i jeszcze te pajęczyny, pełno świństwa i robactwa. Odór rozkładających się zwłok dobiegał z „wnętrza ziemi”. Oznacza to, że zrobiłem przeciąg. Jak zejdę niżej może znajdę inne wyjście?

Zapaliłem pochodnię i rozbiłem kolejne kafelki, aby móc się dostać na niższy poziom. Już na początku dostrzegłem gniazdo węży. Robiły sobie ucztę z populacji pająków, która dość obficie się tu rozrosła. Coraz mocniej odczuwałem strach, jednak mogłem iść tylko naprzód. Odpędzając się od robactwa pochodnią natknąłem się na rozwidlenie. Skręciłem w prawo, sądząc, że to „dobra droga dla prawego człowieka”. Potem żałowałem.

Trupi odór coraz mocniej dawał się we znaki. Nagle usłyszałem pochrumkiwanie i pomlaskiwanie jakichś istot. Kiedy już miałem się odwrócić, wszystko ucichło a następnie jak podczas trzęsienia ziemi runęło. Cały tunel został zasypany. Byłem odcięty od rozwidlenia, a co gorsza ujrzałem, co tak zakłócało ciszę.

Ork stał w szerokim rozkroku. Na jednym z jego kłów dyndał kawałek mięsa, nie mam pojęcia skąd je wziął. Jego ciało drgało od napinanych mięśni a stępione ostrze w jego ręku wciąż budziło grozę. Do dziś śni mi się ta sytuacja po nocach.

Nagle rzucił się na mnie, jednak jak zwykle jakaś protekcja nade mną czuwała. Udało mi się wyciągnąć miecz z pochwy takim ruchem, że jednocześnie rozpłatałem istocie część policzka. Tamta zdziwiona takim oporem przyszłego obiadu była zdezorientowana. Szybko rozumowałem. Natychmiast podbiegłem i z całej siły wbiłem mu miecz w środek głowy. Usłyszałem trzask pękającej kości czaszki. Ork zatoczył się. Kiedy złapał równowagę, zastanawiał się co właśnie miało miejsce. Sięgnął ręką do głowy, wyciągnął moje ostrze i tępym wzrokiem przyglądnął się częściom jego mózgu na klindze. Potem padł.

Nic nie miał przy sobie, wyczyściłem tylko mój mieczyk o jego poszarpaną tunikę i zapuściłem się dalej w głąb. Taka mała dygresja, ręka orka wspaniale się sprawdza jako pochodnia.

Znów słyszałem jakieś szuranie i dźwięki. Przyświeciłem orkową kończyną i w głębi zobaczyłem ghula. Tak myślałem, że był ghulem, ponieważ klęczał koło zwłok jakiegoś potwora i słychać było mlaskanie. Tak naprawdę skórował... Krowę? Krowę humanoidalną, dziwną. Obok leżał zdarty z niej pancerz łuskowy. Nie myślałem, że może być jakaś inna cywilizacja. W takim wypadku trzeba znacznie bardziej dosłownie brać opowieści z książek w bibliotece.

Zrobiłem nieostrożny ruch i zaszurałem kamieniami, ghul natychmiast odskoczył od truchła w sposób dość widowiskowy, burza jasnych włosów odbiła światło z mojej pochodni, potem widziałem tylko błysk pięknego ostrza i... Kamień który we mnie leciał.

Drakonno 21-11-10 16:03

Dzień 20

Po pewnym czasie się obudziłem, leżałem obok ogniska w jaskini. "Ghul" siedział na skrzyni we wnęce korytarza obserwując mnie uważnie. Głowa mnie bolała niemiłosiernie, mogę opisać to podobnie, jak Ci wszyscy pijacy, co leżeli pod stołem w karczmie. Teraz mogłem mu się uważnie przyjrzeć. Włosy blond, do ramion, smukła twarz, gładka, mięśni nie było widać spod zbroi, ale raczej ten osobnik stawiał na szybkość niż uderzenie.

Miał podkrążone oczy i pusty wzrok, jak... Sam nie wiem co. Może jednak coś miał z tego trupa? Obok o inną skrzynie był oparty jego miecz. Długi, wypolerowany z różnymi grawerunkami na klindze i szlachetnym kamieniem w rękojeści. Kiedy płomień z ogniska wesoło zadrgał i rzucił więcej światła na jego zbroję mogłem zobaczyć pozłacane końce nagolenników czy naramienników.

Całość była z dziwnego metalu, to nie była stalowa kolczuga, ale coś lekkiego, jak puch, a jednocześnie niezwykle wytrzymałego, bo widać było tylko kilka małych rysek na niej.
Składała się, podobnie jak kolczuga, z segmentów, ale inaczej złożonych. Były to małe płytki połyskujące nawet w tym świetle z ogniska. Nawet wtedy, przy nikłym blasku pochodni rozpraszały światło na gamę barw.

-Widzę, kmiotku, że się obudziłeś. - rzekł do mnie osobnik, którego niedawno brałem za ghula. - Przepraszam w sumie za ten kamień, ale jednak trzeba zachować ostrożność, zwłaszcza tu, w podziemiach wyspy Anan. Tak, może się przedstawię, na Erec... - Erec, Erec... Coś mi mówiła ta nazwa, już wiem! Wyspa gubernatorska archipelagu. Cóż, widać jest nieźle ustawiony, skoro ma taką zbroję i może wynająć tam mieszkanie - zwą mnie Mopsiokiem. Może śmieszna nazwa, jednak w tych, którzy mnie poznali wzbudza strach. Ach, strach. Wolę żeby się mnie bali, niż żeby szanowali, ponieważ kiedy się mnie boją jednocześnie mnie szanują.

Przed oczami pojawiły pojawiły mi się kolorowe plamki i znów zasnąłem.

Dzień 21

Z alternatywnego świata wyrwało mnie szarpnięcie za ramię. Otworzyłem oczy i zobaczyłem twarz rycerza nad sobą.
-Wstawaj żółtodziobie! Do cholery, potwory się zebrały, trzeba oczyścić korytarze.
-Kiedy ja ledwo co macham ostrzem…
-To się przynajmniej postaraj nie wchodzić pod moje!

Ruszyliśmy pędem przez korytarze, z tyłu słychać było, jak jest oczyszczane przejście przez całe to ścierwo. Biegliśmy, tak mi się zdaje w górę a potem skręciliśmy na lewo. Zeszliśmy dwukrotnie schodami w dół. Widok mnie przeraził. Forteca. Forteca w podziemiach.
-Co się tak gapisz jak sroka w gnat. –powiedział Mopsiok. – Rusz ten zad i chodź. Musimy dotrzeć do korytarza po drugiej stronie. Z pewnością potrzeba odbić salę tronową.

Nie miałem pojęcia o co chodzi, ale szedłem za nim. Jakiś most nad podziemną rzeką i znaleźliśmy się w „bogatszej dzielnicy”. Mieściła się tu kaplica, część mieszkań oraz koszary, w centrum stał okazały gmach, okazały jak na orków.
-Teraz się trzymaj kmiotku. Dotarliśmy do sali.

Hala rzeczywiście była przestronna tak, jak można było się spodziewać z zewnątrz. Mopsiok zniknął w prawych drzwiach, ja chciałem sprawdzić co było na górze. Ledwo wychyliłem głowę i już musiałem unikać ostrza. Podróżnik słysząc szczęk oręża wyciągnął swój i rzucił nim jak oszczepem. Trafił w ramię orka a impet uderzenia zrzucił potwora ze schodów. Miecz trafił w lewe ramię a koniec ostrza wyszedł drugim.

-Co ja Ci mówiłem, o trzymaniu się!

Mopsiok chwycił dwie włócznie stojące pod ścianą i wyszarpał broń z ciała orka. Wytarł ostrze w chustę po czym schował do pochwy. Wszedł z impetem po schodach i skoczył z ostatniego stopnia na górze w środek sali rzucając oszczepami. Ja akurat się wdrapałem na górę. Jeden z nich zrobił dodatkowe trofeum w pomieszczeniu wyżej przyszpilając orka do filara, drugi wbił się w nogę minotaura, ale ten dzielnie zniósł ból i tylko wyciągnął włócznię.
-No dalej brzydalu, zatańczmy.

Trzy szybkie kroki, zwód w prawo przed dwuręcznym toporem, piruet i cięcie płaskie po plecach z półobrotu. Zbroja gwardzisty pękła z trzaskiem odsłaniając owłosione i umięśnione plecy minotaura. Potwór nie wiedział co się wokół niego dzieje, kiedy Mopsiok tańczył wokół niego w szale krwi i pożogi, miecz błyskał w świetle pochodni rozrzucając wokół krew osiadłą na ostrzu, po zbroi spływała posoka kreatury, a on dalej, jak w amoku, ciał z lewej na prawo, techniką krzyżową, orientalną od góry na dół i nieznaną mi wcale, chyba jego własną, kombinacją zamachów i parad tworząc istne widowisko dla śmierci. W końcu zdecydował by zakończyć teatr. Minotaur ledwo odwrócił głowę w jego stronę i jedyne co mogłem zauważyć to wielka para oczu, rozszerzona do granic możliwości... W następnej chwili ciało upadło na klęczki i zwaliło się na ziemię, kiedy głowa minotaura odleciała w dwa krańce komnaty roztaczając woń krwi i śmierci jednocześnie rozrzucając kawałki mózgu. Mopsiok strząsnął resztki krwi z miecza i schował go do pochwy. Posoka ze zbroi samoistnie ściekała nie zostawiając żadnej plamy na kunsztownej robocie.

-Dobra, młody. Barykadujemy się tu i coś zjemy. Musimy przeczekać, raczej się nie zorientują, że coś miało miejsce w tej sali. Są zbyt tępi. Mimo wszystko będziemy stać na straży. Plan na „jutro” jest taki: przeczekamy, aż cała ta wataha rozejdzie się po mieście, następnie wracamy tak, jak tu przyszliśmy, musimy przebiec przez ten cały syf nie robiąc specjalnej rozróby. Jeśli wybiegniemy za główną bramę, dalej powinno pójść łatwo. W korytarzach więcej niż jeden się nie mieści, więc łatwo ich zabić. Rozpal ogień w koksowniku, ja zejdę po coś do kuchni na dole.

Jezior 25-04-11 21:13

Powiem Ci szczerze, że spodziewałem się historyjki o tym jak pewien super zajebiaszczy koks roznosi wszystkich Co miało być napisane jeszcze byle jak na odwal się. A tu niespodzianka i zaczołem czytać i nie wiem nawet kiedy skończyłem. Naprawdę bardzo dobrze jest to napisane czekam na dalsze losy naszego jak na razie bezimiennego bohatera.

jakow12 26-04-11 01:06

wciąglo mnie, serio niezle.

gex1995 11-05-11 20:04

Super czekam na dalszy ciąg ! :D


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 01:56.

Powered by vBulletin Version 3.8.4
Copyright 2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Tłumaczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin